Cudowna pogoda skłoniła nas dzisiaj do spędzenia prawie całego dnia w ogrodzie. Podczas gdy ja próbowałam złapać odrobine opalenizny, zwierzaki wygrzewały się w słońcu zalegając na rabatce, gdzie zasadniczo powinny rosnąć aksamitki, ale dziwnym trafem rośnie tylko trawa, którą tydzień temu z rabatki wyrwałam.
Dzinks i Rudy zawarli chyba pakt, bo od jakiegoś czasu trzymają się razem. Razem spią, razem jedzą, razem ganiaja te same urojone myszy, razem wylegują się w rabatkowej ziemi.
Oska najpierw ułozyła się na moich kolanach, ale najwidoczniej słońce za bardzo piekło, więc wyłożyła się za rabatkową lampą, która rzucała odrobinę cienia na czarne futerko.
Jedynie Białaska zajęła sie czyms konkretnym - polowaniem na ptaki, na których brak dzisiaj narzekać nie mogła. Były i szpaki, i sikorki, i wróble... kopciuszek, dzięcioł i muchołówka też sie pojawiły - na szczęście w odległości bezpiecznej od zainteresowanej nimi koteczki. Zniesmaczona przydreptała do mnie dając do zrozumienia, że mam jej jakiegoś ptaka upolować. Gdy zorientowała się, że na to też nie może liczyc podreptała na dach kurnika, skąd miała doskonały punkt obserwacyjny na cały ogród i posesje sąsiadów.
Bursztynek po spędzeniu 7 m-cy wyłącznie w domu jest zachwycony podwórkiem. Odezwała się w nim natura odkrywcy i znika na całe dnie. Ostatnio szlajał się 2 dni bez przerwy po okolicy i postanowił wrócić dziś o 6 rano, kiedy ja i D. smacznie spaliśmy po imprezie, wyrywając nas z błogostanu rozpaczliwym miauczeniem pod oknem sypialni. Stac mnie było tylko na to, by po omacku doczłapać do drzwi balkonowych, wpuścić marudę i wrócic do łózka.
Suzi postanowiła strzec nas dzisiaj przed kogutem, który to, jak na tchórza przystało, potrafi zaatakować siedzących w ogrodzie ludzi od tyłu, gdy oni najmniej się tego spodziewają.
Towarzyszyła nam też jedna z kurek, która zapamiętała, że siedzący w ogrodzie ludzie = jedzonko :) Krążyła wokól ogrodowego stolika przypominając nam o swoim istnieniu delikatnym poddziobywaniem. Niestety, oprócz czekolady i kawy nic nie mogliśmy kurce zaoferować.
A w związku z tym, że miałam lenia, nie ma zdjęć zwierzaków... nie chciało mi się lecieć do domu po aparat. Obiecuję poprawę! :)
Pozdrowienia dla wszystkich od Bursztyna, który właśnie przylazł na biurko pozasłaniać mi klawiaturę. W końcu to on powinien być w centrum uwagi, a nie jakiś laptop ;)) O, do pozdrowień dołącza się też Oska - właśnie dołączyła do Bursztyna starając się zasłonić tę część laptopa, której nie udało się zasłonić Bursztynowi :) Kończę, ponieważ każdy ruch mojej ręki spotyka się z niezadowolonym "mrrrau" Bursztyna, który zaległ na mojej prawej ręce, skutecznie utrudniając pisanie.