środa, 30 grudnia 2009

Zaginięcie..

...Bursztyna. Wyszedł z domu przedwczoraj i do tej pory nie wrócił...kot, który opuszcza dom tylko na parę chwil, by za chwilę sterczeć na balkonie z wytrzeszczonymi oczami i błagalnie miauczeć o otwarcie drzwi. Nie ma go. Przeszukałam wszystkie zakamarki - ani śladu ... Zaczynam tracić cierpliwość i coraz częściej nerwowo patrzę w kierunku drzwi balkonowych w nadziei, że ujrzę w szybie dwoje świecących się oczu.

wtorek, 29 grudnia 2009

Cmok :D

Kotka wita Pancię, która wróciła z pracy:


poniedziałek, 28 grudnia 2009

Bursztynek pozdrawia (Greetings from Amber)

Autor bloga i jego narzędzie pracy - wszystko jest pod kontrolą :)
The author and his work tool - everything's under control :)


piątek, 25 grudnia 2009

niedziela, 13 grudnia 2009

Kocie upodobania

Kot kuzynki nadal nas lubi, tak bardzo, że postanowił zamieszkać w kartonie, który leżał na stole w kuchni :D


Oska w dalszym ciągu popija sobie z własnych, ulubionych źródeł wody.  Wcześniej bywała w  kuchennym zlewie, ponieważ zaintrygował ją lód z zamrażalnika, teraz często widywana jest na brzegu wanny, jak usiłuje zlizać kropelki wody z kranu. Wbrew podejrzeniom - miseczka z wodą jest zawsze pełna, woda zmieniana jest codziennie. Oprócz Oski, amatorem wody z kranu jest też Ryszard - często spotkać go można w umywalce :]
 
 

sobota, 12 grudnia 2009

Dla spostrzegawczych :D (for observant people)

Znajdź różnicę - find the difference ;)


Bursztyn w grudniu 2009.
Amber in December 2009

Bursztyn w lutym 2009
Amber in February 2009

środa, 9 grudnia 2009

Księżna na włościach

I nie chodzi tu wcale o Białaskę, którą zwiemy Księżniczką... a o Hrabinę Oskę. Trzeba przyznać, że się doskonale wkomponowała w tło - wszak moim zamysłem było, by jagodowy pokój urozmaicały barwy srebra i czerni ;)


Rudolf i Ruszard natomiast gustują w odmiennym źródle ciepła - kaloryferze. Na zdjęciu Rudolf, jako że Ryszard zdążył się w międzyczasie ulotnić z miejsca spoczynku ;]

piątek, 4 grudnia 2009

Niedopatrzenie Panci...

...która dawno, dawno temu, bo jeszcze w maju (dobrze, że tego roku) została nagrodzona przez Burą Kotkę z Podwórka wyróżnieniem Kreativ Blogger. Burej Koteczce bardzo dziękujemy za to wyróznienie! My już dopilnujemy, żeby Pancia regularnie uzupełniała wpisy!


Pancia powinna była następnie nagrodzić w podobny sposób trzy dalsze blogi, więc na nasze polecenie robi to teraz - powiedziała, że lepiej późno niż wcale ;) W związku z tym, że wybór trudny, Księżniczka vel Białaska, jako najmądrzejsza i najbardziej doświadczona koteczka wśród nas, zadecydowała, że nagrodzimy:

Wszystkich serdecznie pozdrawiamy!

wtorek, 17 listopada 2009

Po przerwie.... (after a break)

...należy przeprosić za tak długa nieobecność i mieć nadzieję, że jeszcze ktoś z Czytelników o nas pamięta :) Ponieważ mamy sporo fotek postanowiliśmy podzielić je na 2 (lub więcej) postów :D
Remont zakończyliśmy we wrześniu, ale ciągle było coś, co uniemożliwiało nam nadrobienie zaległości na blogu... ale wreszcie jesteśmy (pochwalilibyśmy się fotkami odremontowanego mieszkania, ale to w końcu blog kociastych, nie Panci :D)
Na początek wyjaśnimy zagadkę tajemniczego gościa, o którym była mowa w poprzednim wpisie. Otóż chodzi o kocurka mojej kuzynki, którego imię brzmi Rudolf :) Tak bardzo kocisko upodobało sobie nasz ogród i dom, że postanowiło odwiedzać nas codziennie. Wyjada jedzenie moim kociastym, wręcz odpędza je od misek warcząc głośno, wyleguje się na kanapie, kaloryferach i "kocim" fotelu... nawiązał tez niezwykłą znajomość z Suzi :) Wszystko zostało uwiecznione na fotkach poniżej.
W związku z tym, że "zlinkowaliśmy" nasz blog do FriendFeed, Facebooka i Twittera, gdzie czytają (lub będą czytać) nas głównie obcojęzyczni internauci, będziemy od czasu do czasu wstawiać kilka słów (bo nie chce nam się całości tłumaczyć) po angielsku ;)

TRANSLATION: We (me and my pets :D) have to apologize for not being online for a while, and we hope there's still someone who remembers about us :) Because we made a lot of photos they'll be published in two or more posts :)
At the beginning lets explain who's the mysterious guest at our house that was mentioned in the previous post. Well, it's my cousin's cat - Rudolph. He loves us and our place so much that he decided to visit us everyday. Susie - my dog, has become Rudolf's best friend, as you can see in the pics :)

Pancia zaczęła pobierać u swojej dyrygentki lekcje gry na pianinie i keyboradzie... chociaż można mieć wątpliwości, kto tak faktycznie na tym keyboardzie gra- ona czy Rudolf.
I've started to take piano and keyboard lessons, but when you look at the pic below you may have doubts who's really the keyboardist - me or Rudolph ;)
Zadomowiony na całego Rudi i staruszek Dżinks:
Rudolph and my oldest cat - Jeanks.
Przyjaźń - Friendship:

Przyjaciele Suzi i Rudolf - kot kuzynki. Ależ parę miesięcy temu była piękna pogoda!
Friends Susie and Rudolph - my cousin's cat. It's hard to believe there was such a beautiful weather a few months ago!

wtorek, 8 września 2009

To my! :D

Hej, hej... to my! :D Informujemy, że żyjemy, mamy sie doskonale, ale w związku z tym, że od miesiąca grzebiemy się w remoncie nie mamy zbytnio czasu na uzupełnianie notek ;)
Rekonwalescenci zapomnieli już o przeżyciach o weta, no i odwiedza nas pewien gość - ale o tym w następnej notce, gdy już powrócimy do pełni wirtualnego życia :)
Na osłodę zdjęcie rekonwalescentów w trakcie remontu :)

poniedziałek, 29 czerwca 2009

I już po....

W końcu mogę zasiąść do laptopa i napisać parę słów o wizycie u weta i o tym, co było potem.
Ani Bursztyn ani Suzi nie podejrzewali, że pancia może ich skazać na takie cierpienia. Droga do weta przebiegła bez przygód, Bursztyn wprawdzie trochę pomiaukiwał, ale to sie wytnie ;) w końcu po raz pierwszy zamknięto go w klatce, wsadzono do jakiejś wiekszej klatki i wywieziono poza obręb domu i znajomych pól i łąk. W poczekalni Suzi obszczekała reklamę z olbrzymim zdjęciem wilczura.. musiałam wziąć psinę na ręce by pokazać jej, że ten wilczur to tak naprawdę nie wilczur - dała się przekonać. Weterynarz uznał że operacja potrwa jakieś półtorej godziny, tak więc pojechaliśmy do teściów na kawę. Umówiłam się z wetem, że da mi telefonicznie znać, gdy zwierzaki będą do odbioru. Gdy zadzwonił byłam już w połowie drogi do weterynarii - nie, nie spóźnił się z telefonem... to ja już z nerwów nie mogłam u teściów wysiedzieć i nie czekając na telefon od weta ruszyłam po zwierzątka ;)
Suzi była już prawie wybudzona, Bursztyn spał jeszcze jak zabity gdy przyjechalismy do domu. Zrobiłam obydwu posłanie i czekałam aż zaczną przejawiać jakieś znaki zycia - Bursztyn chociażby najmniejsze, Suzi większe ;) Już pól godziny później Suzi zaczęła dreptać po mieszkaniu, Bursztyn wybudził się dopiero około 17.00 i z wdzięczności puścił pawia na panele. Popołudnie minęło mi na ciągłym doglądaniu rekonwalescentów. Nie wiem kogo było mi bardziej żal - zataczającego się Bursztyna, czy Suzi, która z bólu nie wiedziała czy ma leżeć na boku, na brzuchu czy na plecach. Podałam jej pyralgin jak radził wet, ale nie wiem czy pomogło. Chyba trochę tak, bo po godzinie od podania leku Suzi wstała i przydreptała do drugiego pokoju, a potem do kuchni, gdzie poczęstowano ja wątróbką. Wyszłyśmy nawet do ogrodu, gdzie psina przypomniała wszystkim wokól, że nadal pilnuje obejścia - na wypadek jakby ktos pomyślał inaczej ;)
Obecnie spią - Bursztyn u mnie na kolanach, Suzi na kolanach u D. Mam nadzieję, że jutro obydwa zwierzaki będą czuły się o wiele lepiej.

Pozdrowienia od nie do końca jeszce przytomnego Bursztyna i obolałej Suzinki.

Suzi po przywiezieniu do domu, w gustownym wdzianku:
Bursztyn jeszcze w narkozie:
Tutaj na wpól przytomny:

wtorek, 23 czerwca 2009

Mały dramat

Kolejny pamiętny dzień przed nami. W poniedziałek Suzi i Bursztyn pozostawią u weta pewne części ciała :P Ciekawe czy straca tożsamośc jak Rudy i Dżinks ;) Wspominałam, że obydwa kocurki myślą że znowu są kociątkami?
W każdym razie Bursztyn na pewno szybko wróci do formy, oby Suzinka też.

W międzyczasie rozegrała się u nas mała tragedia. Oseńka zaklinowała się w uchylonym oknie podczas gdy byliśmy w pracy.. do dziś nie wiemy kto ją stamtąd wyciągnął, zakładam że sąsiadka, która usłyszała płaczącą kotkę. Weterynarz stwierdził paraliż tylnej lewej łapki i zawyrokował, że koteczka wróci do formy po 8 tygodniach. Wraca. Widać wyraźną poprawę... idąc nie ciągnie juz bezwładnej łapki za sobą, nie zostawia jej z tyłu gdy lezy czy siedzi. Trochę jeszcze na nią utyka. Coś mi się zdaje, że koteczka wróci do zdrowia duzo wcześniej niż zakładał wet - i bardzo dobrze :) My zaś nie zostawiamy juz uchylonego okna w kuchni.

niedziela, 31 maja 2009

Ot, zwykły wieczór Panci i Bursztyna






Suzi i Rudi

Piękne, słoneczne popołudnie niektórzy spędzają w trawie:

Inni na balkonie:

poniedziałek, 11 maja 2009

Gość w mazurskim domu

Wróciliśmy z Mazur. Z ciężkim sercem wyjeżdżałam, byłam tam po raz pierwszy i po prostu zakochałam się w tamtych okolicach. Takiego spokoju to ja w życiu nie doświadczyłam jeszcze :)
Kociaki po prostu zwariowały gdy nas zobaczyły. Tata się nimi opiekował, ale wygląda na to, że i tak stęskniły się strasznie... mam nadzieję, że za mna, a nie za jedzeniem ..hmm... Najbardziej stęskniony był Bursztynek. Biedaczysko nie odstępował mnie całą niedzielę na krok. Umościł się na moich kolanach i tylko pomiaukiwał cichutko.
Wracając jednak do Mazur - oto fotorelacja z odwiedzin jakie nam sie przydarzyły pewnej nocy :) Przyszła sobie przepiękna kicia o niebieskich oczach, kocurek w zasadzie, odważny był niezwykle - wpakował się do domu bez pytania, wychciał jedzonko i nie chciał sobie pójść. Nie miałam ochoty go wyganiać, ale wyobraziłam sobie, że pewnie właściciel go szuka i tylko to zmotywowało mnie do wystawienia kocurka za drzwi. Ktoś mi powie jaka to rasa? Ja stawiam na kota balijskiego. Kicia była niezwykle przyjacielsko nastawiona, domagała się głasków, i paszcza się jej nie zamykała.



niedziela, 26 kwietnia 2009

Kot Ninja

Kot Ninja. Muszę przyznać, że moje zwierzaki, aczkolwiek wielce inteligentne, takich umiejętności jeszcze nie posiadły :) Może mały kurs?

piątek, 24 kwietnia 2009

Piątkowe popołudnie

Tym razem powstrzymam się od przynudzania, a wrzucę parę zdjęć z popołudnia. Tak mniej więcej wygląda każde popołudnie spędzane na ogrodzie. Zwierzaki nas nie opuszczają :) Zestaw piątkowy mniej więcej taki sam jak niedzielny. Zabrakło jedynie Białaski, Rudaska i Bursztyna.

Suzi:
Niby starcie. W rolach głównych: Oska i Suzi
Moja śliczna Czarna Pantera, kryptonim "Oska"


Oska i Dżinks:
Dżinksiorek:
Wspomniana w poprzednim wpisie ciekawska kurka:



niedziela, 19 kwietnia 2009

Niedziela

Cudowna pogoda skłoniła nas dzisiaj do spędzenia prawie całego dnia w ogrodzie. Podczas gdy ja próbowałam złapać odrobine opalenizny, zwierzaki wygrzewały się w słońcu zalegając na rabatce, gdzie zasadniczo powinny rosnąć aksamitki, ale dziwnym trafem rośnie tylko trawa, którą tydzień temu z rabatki wyrwałam.
Dzinks i Rudy zawarli chyba pakt, bo od jakiegoś czasu trzymają się razem. Razem spią, razem jedzą, razem ganiaja te same urojone myszy, razem wylegują się w rabatkowej ziemi.
Oska najpierw ułozyła się na moich kolanach, ale najwidoczniej słońce za bardzo piekło, więc wyłożyła się za rabatkową lampą, która rzucała odrobinę cienia na czarne futerko.
Jedynie Białaska zajęła sie czyms konkretnym - polowaniem na ptaki, na których brak dzisiaj narzekać nie mogła. Były i szpaki, i sikorki, i wróble... kopciuszek, dzięcioł i muchołówka też sie pojawiły - na szczęście w odległości bezpiecznej od zainteresowanej nimi koteczki. Zniesmaczona przydreptała do mnie dając do zrozumienia, że mam jej jakiegoś ptaka upolować. Gdy zorientowała się, że na to też nie może liczyc podreptała na dach kurnika, skąd miała doskonały punkt obserwacyjny na cały ogród i posesje sąsiadów.
Bursztynek po spędzeniu 7 m-cy wyłącznie w domu jest zachwycony podwórkiem. Odezwała się w nim natura odkrywcy i znika na całe dnie. Ostatnio szlajał się 2 dni bez przerwy po okolicy i postanowił wrócić dziś o 6 rano, kiedy ja i D. smacznie spaliśmy po imprezie, wyrywając nas z błogostanu rozpaczliwym miauczeniem pod oknem sypialni. Stac mnie było tylko na to, by po omacku doczłapać do drzwi balkonowych, wpuścić marudę i wrócic do łózka.
Suzi postanowiła strzec nas dzisiaj przed kogutem, który to, jak na tchórza przystało, potrafi zaatakować siedzących w ogrodzie ludzi od tyłu, gdy oni najmniej się tego spodziewają.
Towarzyszyła nam też jedna z kurek, która zapamiętała, że siedzący w ogrodzie ludzie = jedzonko :) Krążyła wokól ogrodowego stolika przypominając nam o swoim istnieniu delikatnym poddziobywaniem. Niestety, oprócz czekolady i kawy nic nie mogliśmy kurce zaoferować.
A w związku z tym, że miałam lenia, nie ma zdjęć zwierzaków... nie chciało mi się lecieć do domu po aparat. Obiecuję poprawę! :)
Pozdrowienia dla wszystkich od Bursztyna, który właśnie przylazł na biurko pozasłaniać mi klawiaturę. W końcu to on powinien być w centrum uwagi, a nie jakiś laptop ;)) O, do pozdrowień dołącza się też Oska - właśnie dołączyła do Bursztyna starając się zasłonić tę część laptopa, której nie udało się zasłonić Bursztynowi :) Kończę, ponieważ każdy ruch mojej ręki spotyka się z niezadowolonym "mrrrau" Bursztyna, który zaległ na mojej prawej ręce, skutecznie utrudniając pisanie.

poniedziałek, 2 marca 2009

Decyzja zapadła

To oznacza, że Diablik ostatecznie zostaje u nas. Został też przemianowany z roboczego "Diablika" na Bursztyna :) Nad imieniem nie zastanawiałam się zbyt długo - wystarczyło spojrzeć w bursztynowe oczy koteczka i imię samo się znalazło :)
Poniżej:

Pancio zakupił płytę główną do komputera, pozostałość po niej Gigakoty umiejętnie zaanektowały :) Ciekawe który z nich to Oska, a który Bursztynek... ;))


Ktoś mógłby pomyśleć, że biedaczki koty nic do picia nie dostają, i to dlatego Oska rzuciła się na bryłkę lodu zalegającą przez moment w zlewie...
Wszędzie dobrze, ale na kolanach Panci najwygodniej... to nic, że Panci w tej pozycji za wygodnie nie było, biorąc pod uwagę fakt, że musiała górna częśc tułowia wykręcić o 90 stopni w stosunku do dolnej części. No ale czegóż się nie robi, żeby nie zbudzic śpiącej kociny...